piątek, 6 grudnia 2013

To i owo w skrócie.


O mnie

Od najmłodszych lat często przebywałem na łonie natury i miałem bezpośredni kontakt z przyrodą. Jako dziecko zabierany byłem w pole czy na łąki, gdzie rodzice wykonywali różne prace polowe , przeważnie ręcznie bo mechanizacja wtedy jeszcze nie występowała licznie ( nie była dostępna). Żebym się nie nudził i nie dokuczał rodzicom pozwalano mi zabierać ze sobą psa, który pochłaniał mój czas. Od kiedy sięgam pamięcią w gospodarstwie znajdował się stary pies o imieniu Burek, który był wielorasowcem średniego wzrostu i nie wykazywał większych zainteresowań pracą w terenie. Co najwyżej  odkopywał nory z gryzoniami. Zdarzyło mu się raz  mieć starcie ze zdziczałym kotem, który wskoczył na jego głowę i mocno wbił pazury, tak że pies stracił równowagę i gdyby nie pomoc człowieka nie uwolniłby się. Niedługo po tym zdarzeniu odszedł do innej krainy. Jako 7-8 letni chłopiec dowiedziałem się o szczeniętach od małej suczki w sąsiedniej miejscowości i zdobyłem  ostatniego z miotu szczeniaczka. Gdy go nabyłem  po jakimś czasie okazało się, że to suczka no i zaczął się problem  z rodzicami a właściwie chodziło o suczkę, że w przyszłości będzie miała szczenięta i zbiegały będą  się psy z całej okolicy itd. Mój upór doprowadził do tego, że psinka pozostała u nas a gdy doczekała się późnej starości wydała jeden miot w którym był tylko jeden szczeniak więc pozostał w naszym domu z racji, że pochodził od mądrej suki i po bardzo wartościowym i odważnym mieszańcu owczarka nizinnego (dzisiejszego PONa) z psem pasterskim długowłosym. Ja też już stałem się młodzieńcem, zakupiłem motorower Jawę 50 a następnie WSK-175 cztero-biegową, bo Jawa była za wolna żeby można było ścigać się z "Puszkiem" choć bardziej ważnym powodem było to, żeby zaimponować swojej dziewczynie szybką jazdą.  Był to pies którego, nie zapomnę nigdy, mały czarno-biały kudłacz urodził się w marcu  w mroźną i śnieżną pogodę. Suka zaskoczyła nas swoją  przypadkową w ciążą, bo prze ok. 10 lat nie była izolowana od psów ale ciąży nie było. A tu niespodziewanie zaczęła lekko nabierać okrągłych kształtów a  przed porodem ukryła się  na piwnicy pod zadaszeniem z natką od ziemniaków. Przez trzy dni wszyscy domownicy szukali i zastanawiali się, gdzie się  podziała suka o imieniu " MURKA". Ona jednak zadbała o swojego potomka i chroniąc go przed mrozem ogrzewała  własnym ciałem. Po trzech dnia odnalazłem szczęśliwą sukę ze szczeniakiem (pieskiem) ale nie chciała opuścić gniazda więc posiłki przynosiłem jej do gniazda.  Szczeniak pięknie rósł i zaczynał być bardzo lubiany przez domowników, Po 2 miesiącach pojawiły się u niego pierwsze oznaki brody, sierść robiła się falista, więc został nazwany " PUSZEK".  Matka "Puszka" nie była agresywna , zawsze przebywała luzem i nie stwarzała zagrożenia dla nikogo. Szczeniak jednak był bardzo charakterny, choć lubił ludzi to do obcych był nieufny. Bardzo pojętny, szybko się uczył i wykazywał niebywałą odwagę i temperament, coś  podobnego jaki mają teriery irlandzkie a może nawet bardziej. Gdy osiągnął wiek 6 miesięcy ugryzł po raz pierwszy sąsiadkę, która weszła na naszą posesję. Jak przyznała po fakcie kiedyś pogoniła go ze swojej posesji, psiak zapamiętał zdarzenie i odwdzięczył się jej za to. Za dwa miesiące później zaatakował inną kobietę na ulicy, ledwie udało mi się go odwołać. Oprócz tych dwóch zdarzeń zauroczył nas swoją psychiką, pojętnością, odwagą i poświęceniem. Był wielkości foksteriera w granicy górnego wzrostu, nieco dłuższy i masywniejszy. Ważył 12 kg a swoją walecznością, zmysłowością, odwagą i piorunująco szybkim atakiem pokonywał nawet psy w typie owczarka niemieckiego nie jednokrotnie broniąc mnie przed pogryzieniem. Biegał za mną, gdzie tylko się nie ruszyłem, lub ścigał mnie  na rowerze a nawet gdy  jeździłem motocyklem WSK 175, osiągając szybkość ponad 50 km / h. Gdy ukończył 1 rok stał się psem nieocenionym w gospodarstwie jako pies stróżujący i pasterski, jako towarzyszący  i pies obronny. Nieprzeciętną zmysłowość wykazywał w ternie jako szperacz i tropowiec. Zabierany od małego w pole jako kruszynka  podpierająca się nosem,  chodził za mną jak przypięty na agrafce. Z czasem z łatwością  zaczął odnajdywać zwierzynę i wykazywał ogromną pasję. Mogłem więc podziwiać jego zainteresowania, zmysłowość i cechy odziedziczone po przodkach. Zawsze był gotowy stanąć w mojej obronie jak też bronić własnego terytorium, w taki sposób że żaden inny czworonóg nie miał wstępu na posesję. Wykazywał od najmłodszego okresu cechę jaką  mało który dorosły pies może wykazać, a mianowicie warowanie. Po raz pierwszy jako 4 miesięczny podrostek został na całą noc pod kupką ze snopków zboża, przy której nieświadomie pozostawiona została torba z resztką obroku (pokarmu) dla konia. O całej sprawie z orientowaliśmy się dopiero następnego dnia rano, tuż przed wyjazdem w pole, gdy wujek Heniek z Lubartowa, który uwielbiał pomagać w pracach polowych, gdy tylko miał urlop ( był kierowcą zawodowym, jeździł w delegacji na samochodach ciężarowych)  zapytał mnie czy zabieramy dzisiaj "Puszka". Okazało się wtedy , że niema go na posesji. Dopiero gdy dotarliśmy na pole aby dokończyć koszenie zboża rozpoczęte dzień wcześniej, przy kupce  zboża podniosła się puszysta głowa a  z torby końskiej zszedł mały kudłacz radując się z naszego widoku.  Inny przykład wydarzył się za około 3 miesiące, gdy rodzice rowerkami wybrali się na zbiór żurawiny na bagnach oddalonych ok 4 km od  naszego domu, psiak dołączył do nich przy bagnach. Gdy dojechali a następnie ukryli rowery w gałęziach i weszli w głąb bagien zbierać żurawinę, Puszek zniknął i już nie przyszedł. Zbieranie żurawiny zakłócały im czarne myśli, gdzie jest psiak, co się z nim stało. W oddali słychać było strzały myśliwych, którzy polowali chyba na bażanty. Rodzice byli świadomi że jak wrócą bez psa i opowiedzą co się stało to będzie  rozróba. Jednak po powrocie do rowerów czarne scenariusze odeszły, bo "Puszek" leniwie wygramolił się spod ukrytych rowerów i radośnie się przywitał. W okresie dorastania do pełnoletności przewinęło się przez moje ręce kilkanaście a może kilkadziesiąt psów. Były to zazwyczaj kundelki i różne mieszańce. Niektóre z nich przejawiały instynkt łowiecki podobnie jak "PUSZEK". Ale drugiego takiego "Puszka nie spotkałem  Zmobilizowało mnie to do wstąpienia w szeregi myśliwych i łączenia pasji obcowania z naturą i  łowiectwem. Dla mnie wiązało się to z posiadaniem psa lub psów wykazujących  zainteresowania pracą w łowisku. Na początku były to psy w typie terierów lub ich mieszance. Później zakupiłem w Krzczonowie woj. lubelskie rodowodową sukę Airedale Terrier, która miała niesamowity instynkt łowiecki ale z bliżej nieznanych przyczyn prześladowały ją  problemy zdrowotne. Lekarze wet. w tamtych czasach nie za wiele mogli pomóc a suka po każdej wyprawie w łowisko zapadała na obfite upławy wydzieliny ropnej z nosa. Gorączkowała i była osłabiona, szybko musiałem zrezygnować z jej pomocy w łowisku. Zainteresowały mnie foksy ich odwaga i ciętość przemawiały za tym, że da się z nimi polować na dziki. Jednak miało to też swe złe strony, ponieważ albo często były kaleczone albo przeganiały szybko zwierzynę, że nie było możliwością fizyczną dojść na bliską odległość i oddać skuteczny strzał. Natomiast w trudnych warunkach terenowych ( bagna, trzcina wysokie trawy) oraz pokrywa śniegu sprawiały, że były za walone aby osaczyć lub utrzymać dziki. W międzyczasie nabyłem Jagdteriery i psy w ich typie co z kolei okazało się jeszcze większym niewypałem. Te okazały się mniej myślące a bardziej nakręcone na zwarcie ze zwierzyną wchodząc w bezpośredni kontakt, mniej posłuszne a do tego zaczęły wchodzić w nory co mnie zupełnie nie interesowało a wręcz przeszkadzało, gdy wybrałem się na dziki psy zaczęły wchodzić w nory, więc musiałem oczekiwać na ich wyjście (powrót z nory) po 2-3 godziny. Pomyślałem, że jednak wrócę do Airedale Terrierów, które bardzo fajnie pracują na dziku tylko kłopotliwym jest utrzymanie szaty no i problemem  było częste kaleczenie przez dziki.
Zakupiłem parę rodowodowych airedale terrier z hodowli, które trudniły się rozmnażaniem psów w celach komercyjnych dla tego, że nie znałem hodowli z psami polującymi. Więc nie miałem wyboru. Były to osobniki wyhodowane na kanapach, bawiące się pilotem od telewizora i nie posiadające zielonego pojęcia o pracy w łowisku. Stracony czas i pieniądze, trudno nie wspomnieć o nadziejach pokładanych w ich przydatność w łowiectwie. Wtedy to dowiedziałem się o psach, które nie wymagają wielkiej pielęgnacji szaty, mają małe wymagania pokarmowe, są bardzo odporne na choroby a przy tym są znakomitymi myśliwymi, z którymi nie trzeba jeździć po polowaniu na szycie do weta. Przyznam, że wtedy był to nie lada problem aby wejść w posiadanie tej rasy. W województwie lubelskim nie występowały hodowle karelczyków i mało kto wiedział o ich istnieniu. Za pośrednictwem kolegów myśliwych z centralnej polski uzyskałem kontakty do najlepszych hodowli z psami polującymi. W międzyczasie udało mi się kupić suczkę, ostatnią z miotu i to bez papierów. Zaciekawiony pracą tej rasy kupiłem co było dostępne i w otoczeniu terierów obserwowałem jak dorasta i jak się zachowuje. Na początku wyglądało to beznadziejnie, miałem poważne obawy czy kiedykolwiek będzie nadawała się do polowań, porównując do pracy terierów  w tym samym okresie. Dzisiaj mogę stwierdzić, że jej przydatność w łowisku uwidoczniła się, gdy ukończyła 2 lata. Zaczęła interesować się zwierzyną czarną, szybko ją lokalizować i wytrwale osaczać. Z upływem czasu stała się nieocenionym pomocnikiem w dochodzeniu postrzałków. Jej niezawodny nos, sokoli wzrok oraz nieprzeciętny słuch czynił z niej idealnego pomocnika myśliwego. Jakimś sposobem udało mi się znaleźć partnera z górnej półki, który wywodził się z hodowli myśliwego-leśnika z 20 letnimi tradycjami polowania z karelami. Pokonałem ponad 550 km w jedną stronę i młodziutka suka została mamą. W niedługim czasie otrzymałem kolejną informacje o planowanym miocie karelczyków po Interchampionie, zdążyłem złożyć zamówienie na suczkę i wysłać zadatek. Wyboru dokonałem gdy maleństwo miało jeden tydzień na podstawie zdjęcia zamieszczonego w internecie. Wybór w moim przypadku okazał się trafny , sunia o imieniu „BERA” spełnia wszelkie oczekiwania, a ponadto jest nieprzeciętnie inteligentna, niesamowita pieszczocha, bardzo szybka, ma wielką pasję łowiecką i do tego jest bardzo pięknej urody. Została Championem Polski 2012r. Aktualnie jest mamą pierwszego miotu o nazwie  Miot B”,  zabieram ją w łowisko, gdzie  chciałaby przebywać codziennie bez ograniczeń. Tam wykazuje ogromną pasję łowiecką udowadniając jaki wspaniały z niej pomocnik przy polowaniach na dziki.

Jej wielka zmysłowość, szybki poszuk, duża szczekliwość i wytrwałe głoszenie dzików,  czyni z niej wybitnego pomocnika  myśliwego.


"BERA" karmiąca jeszcze szczeniaki,  w trakcie pokazu psów myśliwskich podczas Lubelskich Dni Kultury Łowieckiej Kozłówka 2013 r. 
 "BERA" odniosła  obrażenia po osaczaniu dużego odyńca w kukurydzy.
 Mimo obrażeń nie odpuściła dzikowi

 
Pierwszy miot "B" od BERY.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz