mam przyjemność podzielić się wrażeniami z ostatniego polowania dewizowego, które odbyło się w dniach od 10 - 13 stycznia 2014 roku, tuż przy granicy z obwodem Kaliningrackim w Nadleśnictwie Gołdap.
Tuż przed samym wyjazdem sprawy zaczęły się komplikować, na początek Mateusz ( syn mój który, zawsze towarzyszy mi w wyprawach łowieckich) jako myśliwy i podkładacz oznajmił niemalże w ostatniej chwili, że ma wyjazd za granicę na narty wraz żoną i jej najbliższą rodziną i nie będzie mógł pojechać na łowy. Wyjazd na narty to miał być prezentem- niespodzianką od żony i jej siostry oraz szwagra. No i naprawdę udała im się ta niespodzianka, bo Mateusz przez kilka dni kipiał z radości co z tym fantem zrobić. Niestety perswazja żony zadecydowała o wszystkim, polowanie a właściwie podkładanie psów będzie musiał sobie odpuścić. Kolejny problem pojawił się na trzy dni wcześniej, podczas polowania zbiorowego w okolicy Iławy, które odbywało się w dniach od 4 do 6 stycznia 2014 r. tj. na 3 dni przed polowaniem dewizowym.
Trzeciego dnia podczas polowania zauważyłem, że za moją suką " ARĄ" Karelski Pies Na Niedźwiedzie zaczął uganiać się młody karelczyk o imieniu Loc, kolegi Wojtka N. którego kupił ode mnie rok temu od tej właśnie suki. To nie więzy pokrewieństwa się odezwały, bo u psów nie ma czegoś takiego ale ta sytuacja wskazywała, że może będzie to początek rui. Tak więc suka będzie wyłączona z polowań na co najmniej 2 tygodnie. Problem w tym, że za 3 dni rozpoczyna się dewizówka a z ekipy odpadnie jeden osobnik. Jakby tego było mało, pod koniec polowania trzeciego dnia oprócz jeleni w miocie pojawił się spory odyniaszek, którego po kanonadzie strzałów psy dochodziły już poza miotem. W pościg ruszyło 6 szt. psów w śród nich było 3 suki, które wróciły wcześniej od psów, tylko jeden doświadczony karel o imieniu Lampo nie wrócił. W oddali słychać było gromkie szczekanie jakby zwierz stał w miejscu. Gdy telefonicznie otrzymałem zgodę prowadzącego na poszukiwanie głoszącego psa, akcja przemieszczała się w dalsze rewiry lasu. Wraz ze mną na poszukiwanie udał się zaprzyjaźniony kolega Tomek, który znał łowisko. Szukaliśmy bardzo długo bo szczekanie oddalało się i cichło, to znów się nasilało. Tym sposobem znaleźliśmy się poza granicami obwodu a głoszenie psa nie ustawało. W między czasie na naszą prośbę, prowadzący polowanie skontaktował się z łowczym sąsiedniego obwodu i otrzymaliśmy przyzwolenie na dochodzenie postrzałka. Jednak, gdy natrafiliśmy na ślad przejścia dzika przez drogę a za nim ślad psa, nie widać było śladu farby. Nabraliśmy obawy czy na pewno dzik został postrzelony. Pościg trwał dość długo, że nie zauważyliśmy jak zaczęło się ściemniać. W końcu zaprzestaliśmy dochodzenie i zawróciliśmy prosząc telefonicznie łowczego o pojazd na powrotną drogę, było to o kilka kilometrów od ostatniego pędzenia. Następnego dnia rankiem udaliśmy się do lasu na poszukiwanie psa bo nie wrócił na kwaterę. Nigdzie go nie było, jedynie spotkaliśmy straż leśną i powiadomiliśmy o zaginięciu psa. Trzeba było wracać do domu oddalonego o 400 km bo następne polowanie już za 3 dni, a jeden dzień straciliśmy na poszukiwania psa. W ten to sposób zabrakło kolejnego psa na dewizówkę. Po powrocie do domu niepomyślna wiadomość, żona oznajmiła, że kręcą się jakieś kundle koło posesji, pewnie suka o imieniu "BERA" ma cieczkę. No ładnie pomyślałem, jedna zaczęła na polowaniu druga w kojcu, pies nie wrócił z ostatniego pędzenia na polowaniu już 3 sztuki z ekipy wypada.
Pomimo nieprzewidzianych trudności w dniu 9 stycznia, w godzinach po południowych wyjechałem do oddalonego o 450 km nadleśnictwa, gdzie miało odbyć się polowanie dewizowe. Ze sobą zabrałem 5 psów, 3 karele i sukę airedale terierkę " KORĘ" i foksterierkę krótkowłosą "DORĘ". Po drodze zajechałem po kolegę Wojtka, który zabrał ze sobą syna Sebastiana i 5 psów, w tym 2 karele i 3 teriery. Łącznie mieliśmy 10 psów no i oczywiście 3 kordelasy tak na wszelki wypadek, żeby zadbać o własne bezpieczeństwo. Do Kolegi Wojtka musiałem pokonać 190 km w związku z czym na miejsce zakwaterowania dotarliśmy o 22.30. Kwatera zrobiła na nas ogromne wrażenie, wspaniałe warunki i udogodnienia więc spodziewaliśmy się, że polowanie będzie też na wysokim poziomie. Ale o tym wszystkim w następnej części nr II. A oto kila fotek z naszego pobytu.
i kwatery w której mieszkaliśmy 4 dni.
Kwatera od strony zapory wodnej z turbiną.
Pokój w którym spałem z Mateuszem
Kominek który dostarczał nam ciepła i przy którym snuły się nocne opowiadania z wrażeń doznanych każdego dnia na polowaniu.
Miejsce naszych posiłków od strony kuchni, Ja i Wojtek przy stole.
Nasza skromna kolacja po przebytym dniu pracy.
Puszcza Romincka od wewnątrz.
Urzekające widoki Puszczy Rominckiej - częste oczka wodne i grzęzawiska.Miejsca na odpoczynek dla zwiedzających i dla myśliwych.
Wspólne ognisko z myśliwymi z BElGII
Nasza koliba do wożenia psów i autokar do przewozu naganiaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz