O
mnie
Od
najmłodszych lat często przebywałem na łonie natury i miałem
bezpośredni kontakt z przyrodą. Jako dziecko zabierany byłem w pole czy na łąki, gdzie rodzice wykonywali różne prace polowe , przeważnie ręcznie bo mechanizacja wtedy jeszcze nie występowała licznie ( nie była dostępna). Żebym się nie nudził i nie dokuczał rodzicom pozwalano mi zabierać ze sobą psa, który pochłaniał mój czas. Od kiedy sięgam pamięcią w gospodarstwie znajdował się stary pies o imieniu Burek, który był wielorasowcem średniego wzrostu i nie wykazywał większych zainteresowań pracą w terenie. Co najwyżej odkopywał nory z gryzoniami. Zdarzyło mu się raz mieć starcie ze zdziczałym kotem, który wskoczył na jego głowę i mocno wbił pazury, tak że pies stracił równowagę i gdyby nie pomoc człowieka nie uwolniłby się. Niedługo po tym zdarzeniu odszedł do innej krainy. Jako 7-8 letni chłopiec dowiedziałem się o szczeniętach od małej suczki w sąsiedniej miejscowości i zdobyłem ostatniego z miotu szczeniaczka. Gdy go nabyłem po jakimś czasie okazało się, że to suczka no i zaczął się problem z rodzicami a właściwie chodziło o suczkę, że w przyszłości będzie miała szczenięta i zbiegały będą się psy z całej okolicy itd. Mój upór doprowadził do tego, że psinka pozostała u nas a gdy doczekała się późnej starości wydała jeden miot w którym był tylko jeden szczeniak więc pozostał w naszym domu z racji, że pochodził od mądrej suki i po bardzo wartościowym i odważnym mieszańcu owczarka nizinnego (dzisiejszego PONa) z psem pasterskim długowłosym. Ja też już stałem się młodzieńcem, zakupiłem motorower Jawę 50 a następnie WSK-175 cztero-biegową, bo Jawa była za wolna żeby można było ścigać się z "Puszkiem" choć bardziej ważnym powodem było to, żeby zaimponować swojej dziewczynie szybką jazdą. Był to pies którego, nie zapomnę nigdy, mały czarno-biały kudłacz urodził się w marcu w mroźną i śnieżną pogodę. Suka zaskoczyła nas swoją przypadkową w ciążą, bo prze ok. 10 lat nie była izolowana od psów ale ciąży nie było. A tu niespodziewanie zaczęła lekko nabierać okrągłych kształtów a przed porodem ukryła się na piwnicy pod zadaszeniem z natką od ziemniaków. Przez trzy dni wszyscy domownicy szukali i zastanawiali się, gdzie się podziała suka o imieniu " MURKA". Ona jednak zadbała o swojego potomka i chroniąc go przed mrozem ogrzewała własnym ciałem. Po trzech dnia odnalazłem szczęśliwą sukę ze szczeniakiem (pieskiem) ale nie chciała opuścić gniazda więc posiłki przynosiłem jej do gniazda. Szczeniak pięknie rósł i zaczynał być bardzo lubiany przez domowników, Po 2 miesiącach pojawiły się u niego pierwsze oznaki brody, sierść robiła się falista, więc został nazwany " PUSZEK". Matka "Puszka" nie była agresywna , zawsze przebywała luzem i nie stwarzała zagrożenia dla nikogo. Szczeniak jednak był bardzo charakterny, choć lubił ludzi to do obcych był nieufny. Bardzo pojętny, szybko się uczył i wykazywał niebywałą odwagę i temperament, coś podobnego jaki mają teriery irlandzkie a może nawet bardziej. Gdy osiągnął wiek 6 miesięcy ugryzł po raz pierwszy sąsiadkę, która weszła na naszą posesję. Jak przyznała po fakcie kiedyś pogoniła go ze swojej posesji, psiak zapamiętał zdarzenie i odwdzięczył się jej za to. Za dwa miesiące później zaatakował inną kobietę na ulicy, ledwie udało mi się go odwołać. Oprócz tych dwóch zdarzeń zauroczył nas swoją psychiką, pojętnością, odwagą i poświęceniem. Był wielkości foksteriera w granicy górnego wzrostu, nieco dłuższy i masywniejszy. Ważył 12 kg a swoją walecznością, zmysłowością, odwagą i piorunująco szybkim atakiem pokonywał nawet psy w typie owczarka niemieckiego nie jednokrotnie broniąc mnie przed pogryzieniem. Biegał za mną, gdzie tylko się nie ruszyłem, lub ścigał mnie na rowerze a nawet gdy jeździłem motocyklem WSK 175, osiągając szybkość ponad 50 km / h. Gdy ukończył 1 rok stał się psem nieocenionym w gospodarstwie jako pies stróżujący i pasterski, jako towarzyszący i pies obronny. Nieprzeciętną zmysłowość wykazywał w ternie jako szperacz i tropowiec. Zabierany od małego w pole jako kruszynka podpierająca się nosem, chodził za mną jak przypięty na agrafce. Z czasem z łatwością zaczął odnajdywać zwierzynę i wykazywał ogromną pasję. Mogłem więc podziwiać jego zainteresowania, zmysłowość i cechy odziedziczone po przodkach. Zawsze był gotowy stanąć w mojej obronie jak też bronić własnego terytorium, w taki sposób że żaden inny czworonóg nie miał wstępu na posesję. Wykazywał od najmłodszego okresu cechę jaką mało który dorosły pies może wykazać, a mianowicie warowanie. Po raz pierwszy jako 4 miesięczny podrostek został na całą noc pod kupką ze snopków zboża, przy której nieświadomie pozostawiona została torba z resztką obroku (pokarmu) dla konia. O całej sprawie z orientowaliśmy się dopiero następnego dnia rano, tuż przed wyjazdem w pole, gdy wujek Heniek z Lubartowa, który uwielbiał pomagać w pracach polowych, gdy tylko miał urlop ( był kierowcą zawodowym, jeździł w delegacji na samochodach ciężarowych) zapytał mnie czy zabieramy dzisiaj "Puszka". Okazało się wtedy , że niema go na posesji. Dopiero gdy dotarliśmy na pole aby dokończyć koszenie zboża rozpoczęte dzień wcześniej, przy kupce zboża podniosła się puszysta głowa a z torby końskiej zszedł mały kudłacz radując się z naszego widoku. Inny przykład wydarzył się za około 3 miesiące, gdy rodzice rowerkami wybrali się na zbiór żurawiny na bagnach oddalonych ok 4 km od naszego domu, psiak dołączył do nich przy bagnach. Gdy dojechali a następnie ukryli rowery w gałęziach i weszli w głąb bagien zbierać żurawinę, Puszek zniknął i już nie przyszedł. Zbieranie żurawiny zakłócały im czarne myśli, gdzie jest psiak, co się z nim stało. W oddali słychać było strzały myśliwych, którzy polowali chyba na bażanty. Rodzice byli świadomi że jak wrócą bez psa i opowiedzą co się stało to będzie rozróba. Jednak po powrocie do rowerów czarne scenariusze odeszły, bo "Puszek" leniwie wygramolił się spod ukrytych rowerów i radośnie się przywitał. W okresie dorastania
do pełnoletności przewinęło się przez moje ręce kilkanaście
a może kilkadziesiąt psów. Były
to zazwyczaj kundelki i różne mieszańce. Niektóre z nich
przejawiały instynkt łowiecki podobnie jak "PUSZEK". Ale drugiego takiego "Puszka nie spotkałem Zmobilizowało mnie to
do wstąpienia w szeregi myśliwych i łączenia pasji obcowania z
naturą i łowiectwem. Dla mnie wiązało się to z posiadaniem psa lub psów wykazujących zainteresowania
pracą w łowisku. Na początku były to psy w typie terierów lub
ich mieszance. Później zakupiłem w Krzczonowie woj. lubelskie rodowodową sukę Airedale
Terrier, która miała niesamowity instynkt łowiecki ale z bliżej
nieznanych przyczyn prześladowały ją problemy zdrowotne. Lekarze wet. w tamtych
czasach nie za wiele mogli pomóc a suka po każdej wyprawie w
łowisko zapadała na obfite upławy wydzieliny ropnej z nosa.
Gorączkowała i była osłabiona, szybko musiałem zrezygnować z jej
pomocy w łowisku. Zainteresowały mnie foksy ich odwaga i ciętość
przemawiały za tym, że da się z nimi polować na dziki. Jednak
miało to też swe złe strony, ponieważ albo często były kaleczone
albo przeganiały szybko zwierzynę, że nie było możliwością
fizyczną dojść na bliską odległość i oddać skuteczny strzał.
Natomiast w trudnych warunkach terenowych ( bagna, trzcina wysokie
trawy) oraz pokrywa śniegu sprawiały, że były za walone aby osaczyć lub utrzymać
dziki. W międzyczasie nabyłem Jagdteriery i psy w ich
typie co z kolei okazało się jeszcze większym niewypałem. Te
okazały się mniej myślące a bardziej nakręcone na zwarcie ze
zwierzyną wchodząc w bezpośredni kontakt, mniej posłuszne a do tego zaczęły wchodzić w nory co
mnie zupełnie nie interesowało a wręcz przeszkadzało, gdy wybrałem się na dziki psy zaczęły wchodzić w nory, więc
musiałem oczekiwać na ich wyjście (powrót z nory) po 2-3 godziny.
Pomyślałem, że jednak wrócę do Airedale Terrierów, które
bardzo fajnie pracują na dziku tylko kłopotliwym jest utrzymanie
szaty no i problemem było częste kaleczenie przez dziki.
Zakupiłem parę
rodowodowych airedale terrier z hodowli, które trudniły się
rozmnażaniem psów w celach komercyjnych dla tego, że nie znałem hodowli z
psami polującymi. Więc nie miałem wyboru. Były to osobniki
wyhodowane na kanapach, bawiące się pilotem od telewizora i nie
posiadające zielonego pojęcia o pracy w łowisku. Stracony czas i
pieniądze, trudno nie wspomnieć o nadziejach pokładanych w ich
przydatność w łowiectwie. Wtedy to dowiedziałem się o psach, które nie
wymagają wielkiej pielęgnacji szaty, mają małe wymagania
pokarmowe, są bardzo odporne na choroby a przy tym są znakomitymi
myśliwymi, z którymi nie trzeba jeździć po polowaniu na szycie do
weta. Przyznam, że wtedy był to nie lada problem aby wejść w posiadanie tej rasy. W województwie lubelskim nie występowały hodowle
karelczyków i mało kto wiedział o ich istnieniu. Za pośrednictwem
kolegów myśliwych z centralnej polski uzyskałem kontakty do
najlepszych hodowli z psami polującymi. W międzyczasie udało mi
się kupić suczkę, ostatnią z miotu i to bez papierów.
Zaciekawiony pracą tej rasy kupiłem co było dostępne i w
otoczeniu terierów obserwowałem jak dorasta i jak się zachowuje.
Na początku wyglądało to beznadziejnie, miałem poważne obawy
czy kiedykolwiek będzie nadawała się do polowań, porównując do pracy terierów w tym samym okresie. Dzisiaj mogę
stwierdzić, że jej przydatność w łowisku uwidoczniła się, gdy
ukończyła 2 lata. Zaczęła interesować się zwierzyną czarną,
szybko ją lokalizować i wytrwale osaczać. Z
upływem czasu stała się nieocenionym pomocnikiem w dochodzeniu
postrzałków. Jej niezawodny nos, sokoli wzrok oraz nieprzeciętny
słuch czynił z niej idealnego pomocnika myśliwego. Jakimś
sposobem udało mi się znaleźć partnera z górnej półki, który
wywodził się z hodowli myśliwego-leśnika z 20 letnimi tradycjami
polowania z karelami. Pokonałem ponad 550 km w jedną stronę i
młodziutka suka została mamą. W niedługim czasie otrzymałem
kolejną informacje o planowanym miocie karelczyków po
Interchampionie, zdążyłem złożyć zamówienie na suczkę i
wysłać zadatek. Wyboru dokonałem gdy maleństwo miało jeden
tydzień na podstawie zdjęcia zamieszczonego w internecie. Wybór w moim przypadku
okazał się trafny , sunia o imieniu „BERA”
spełnia wszelkie oczekiwania, a ponadto jest nieprzeciętnie
inteligentna, niesamowita pieszczocha, bardzo szybka, ma wielką pasję łowiecką i do tego
jest bardzo pięknej
urody.
Została Championem Polski 2012r. Aktualnie jest mamą pierwszego
miotu o nazwie „Miot
B”, zabieram ją w łowisko, gdzie chciałaby przebywać codziennie bez ograniczeń. Tam wykazuje ogromną pasję łowiecką udowadniając jaki wspaniały z niej pomocnik przy polowaniach na dziki.
Jej wielka zmysłowość, szybki poszuk, duża szczekliwość i wytrwałe głoszenie dzików, czyni z niej wybitnego pomocnika myśliwego.
"BERA" odniosła obrażenia po osaczaniu dużego odyńca w kukurydzy.
Mimo obrażeń nie odpuściła dzikowi
Mimo obrażeń nie odpuściła dzikowi