Polowania w 2015 r.
Witam koleżanki i kolegów myśliwych, mam nadzieje że moje posty są czytane głownie przez myśliwych i osoby związane z naturą. W tym poście chciałbym podzielić się nie tylko moimi przygodami łowieckimi i osiągnięciami kynologicznymi ale także zwrócić uwagę na problematykę w zarysie łowiectwa. Niedawna sytuacja spowodowana miedzy innymi szkodami łowieckimi w uprawach i płodach rolnych na terenie województwa podlaskiego, nagłaśniana przez media jako główna przyczyna protestów rolników blokujących drogi, odwracała sprytnie uwagę od prawdziwego problemu związanego z nieopłacalnością produkcji trzody chlewnej, niskimi cenami w skupie oraz trudnościami z jej sprzedażą co w rezultacie postawiło rolników w niekomfortowej sytuacji, z widmem bankructwa ich gospodarstw i godnej egzystencji dla następców lub spadkobierców. Cała ta sytuacja w jakimś stopniu zaniepokoiła UNIĘ. Rozwiązaniem miało być znowelizowanie Prawa Łowieckiego w Polsce. Trybunał Konstytucyjny zarzucił, że polskie Prawo Łowieckie nie uwzględnia najważniejszego ogniwa jakim jest właściciel gruntu, co jest sprzeczne z dyrektywami UNII. Minister Rolnictwa i Środowiska, komisja z Beatą Kępą przesłuchiwani byli przez TK.Problem nr 1 stawianym przez TK było pominięcie przy tworzeniu obwodów łowieckich właścicieli działek, którzy muszą wyrazić zgodę aby ich grunty wchodziły w skład obwodów łowieckich. A więc wymagana jest zgoda pisemna każdego właściciela, co w praktyce oznacza że należałoby przeprowadzić tysiące rozmów z właścicielami w celu utworzenia jednego obwodu. W skali kraju należałoby podjąć miliony rozmów i działań administracyjnych . Minister Środowiska odpowiedział, że nie widzi możliwości fizycznej aby coś takiego zrobić, TK mimo to wyznaczył 18 miesięcy na nowelizację Prawa Łowieckiego i uregulowanie między innymi kwestii własności . Termin upływa w styczniu 2016 roku, tak więc nie wiadomo jaki będzie dalszy model myślistwa. Kto będzie mógł polować i na jakich zasadach. Cała ta sytuacja doprowadziła do pogorszenia gospodarki łowieckiej i relacji z rolnikami. Zniesienie całorocznego okresu ochronnego dla loch w woj. podlaskim i skrócenia okresu ochronnego w pozostałych województwach, co doprowadziło w moim odczuciu do niekorzystnych zjawisk. W niektórych kolach i OHZ -tach dopłacano 60 zł do strzelonej lochy, więc dla niektórych nadarzyła się okazja dorobić. Ponadto propaganda o wystąpieniu ASF i masowy nakaz strzelania dzików w niektórych kołach spowodowało faktycznie zmniejszenie pogłowia tych zwierząt, tyle że do niepokojących rozmiarów. Wspominam łowiska, gdzie podkładałem psy na 3-4 dniowych, zbiorówkach w których pozyskiwano 70-90 szt zwierzyny grubej a nawet grubo ponad setkę, obecnie w niektórych łowiskach bywa tak, że jednego dnia pada tylko jeden strzał. A po trzech dniach polowaczki na pokocie znajduje się kilka sztuk zwierzyny. Wynik jedno cyfrowy nie daje zadowolenia chyba nikomu, a Nadleśnictwo czy Koło, dewizowcy czy członkowie koła, podkładacze czy naganka nie odnoszą satysfakcji z lichego polowania. Takie właśnie spostrzeżenia odniosłem po kilkunastu odbytych tegorocznych zbiorówkach, gdzie wcześniej pokoty obfitowały w upolowaną zwierzyną a teraz świecą niemalże pustkami. Na temat ASF nie chcę się wypowiadać, ale uczestniczyłem w spotkaniu na szczeblu powiatu, gdzie lekarz urzędowy weterynarii wyświetlając slajdy o przebiegu choroby jasno stwierdził, - choroba ta w ciągu 9 dni od kontaktu zdrowej z chorą sztuka powoduje śmierć zwierzęcia. Więc koleżanki i koledzy jak uważacie, znaleziony dzik w łowisku z okresu zimowego, u którego stwierdzono ASF nie stanowił zagrożenia dla innych dzików, które przez długi okres jego leżakowania mogły mieć z nim kontakt. Wiec mielibyśmy sytuację w której znajdowane byłyby cała watahy padłych dzików a nie dwa pojedyncze przypadki na całą Polskę. Ogólnie mogę stwierdzi na podstawie dotychczas odbytych 21 polowań zbiorowych, że większość łowisk świeci pustkami w odniesieniu do lat ubiegłych. Ale zdarzają się wyjątki gdzie dzika można spotkać w dużych ilościach i prawie w każdym pędzonym miocie. Właśnie ostatnio podkładałem pieski na takim polowaniu, może nie będę ujawniał nazwy Nadleśnictwa i Koła Łowieckiego żeby nie robić reklamy. Powiem tylko, że było to polowanie dewizowe na którym polowali Norwegowie, Finowie i Duńczycy. Grupa obcokrajowców liczyła dwadzieścia kilka osób, byli to myśliwi w różnym wieku ale sporo z nich to młodzież, chciałoby się powiedzieć małolaty. O skuteczności strzeleckiej niektórych osób można by wiele mówić, tylko jaki to ma sens w tym przypadku. Łowisko obfitowało w dziki, które były niemalże w każdym pędzonym miocie.W miotach pracowało 10 miejscowych naganiaczy, którzy ku naszemu zadowoleniu naprawdę dobrze współpracowali z podkładaczami psów czyli z nami. Widać było, że nie pierwszy raz uczestniczą w nagance i wiedzą dokładnie jak należy się zachować w szczególnych sytuacjach. Na porannej zbiórce, nie wiedząc jakich to naganiaczy mamy do pomocy poinstruowałem jak postępować ma naganka, gdy psy głoszą dziki w trudno dostępnych miejscach, chodziło głównie o to by naganiacze słysząc psy zatrzymywali się w miejscu i czekali na rozwinięcie się sytuacji a nie parli do przodu doprowadzając w ten sposób do sytuacji, że psy będą musiały pchać dziki na linię myśliwych jeszcze przez nagankę. Jednak oni w praktyce robili to b. profesjonalnie, słysząc psy nawoływali do siebie aby zagęszczać linię naganki i ostrożnie zbliżali się do osaczanych przez psy dzików. Właśnie taka sytuacja miała miejsce w pierwszym pędzeniu, psy głosiły w miocie długą chwilę w jednym miejscu, gdy nagle zaczęły się przemieszczać w poprzek miotu, co chwilę zatrzymując się i ostro nasiadając. Na początku wyglądało to jakby miały do czynienia z watahą głosząc w jednym miejscu, jednak gdy gon się przemieszczał zobaczyłem ściganego odyńca takiego w wadze około 75-80 kg. Trzy psy cały czas nie odpuszczały, pozostałe dwa chodziły w innej części szerokiego miotu. Próbowaliśmy odwołać cała trójkę, żeby odyniec mógł uciekać na linię myśliwych, ale rozgrzane pracą nie chciały odpuścić. Postanowiłem że najlepiej zabrać je zanim odyniec się z nimi policzy, tylko jak to zrobić??
Zacząłem zbliżać się do miejsca zmagań psów z dzikiem , ale te ciągle się przemieszczali i oddalali. W reszcie
akcja zatrzymała się w jednym miejscu. Podchodząc bliżej całej akcji zobaczyłem w odległości ok.35 m odyńca, który stojąc w zaroślach odcinał się psom. Nagle spojrzał w moim kierunku i zaczął szarżować. Pomyślałem, że pewnie chce mnie postraszyć widząc że stoję na jednej ze ścieżek. Podobną przygodę miałem w ubiegłym roku w Puszczy Rominckiej na Gołdapi, w zagłębieniu z trzcinami dwa psy BOSS i LAMPO głosiły dłuższą chwilę w gęstej trzcinie. Znajomy leśnik będący obok mnie w nagance stwierdził, że psy na bobra szczekają i poszedł dalej, ale ja postanowiłem sprawdzić. Gdy znalazłem się na dole zagłębienia zobaczyłem wydeptane ścieżki ale nie widziałem psów i na co szczekają . Gdy dotarłem na skrzyżowanie ścieżek zobaczyłem ogromnego dzika, który spojrzał na mnie i zaczął zaszarżować. No to się ładnie wsadziłem, pomyślałem. Zdążyłem uchwycić w dłoń bagnet i zastawić się nim przed dzikiem. Ale zwierz rozpędzony skręcił w trzcinę na dwa lub trzy metry przede mną, gdy krzyknąłem no choć i machnąłem bagnetem. Tak i tym razem pomyślałem że będzie podobnie, dzik chce mnie postraszyć i pobiegnie dalej, ale nie tym razem. Nie miałem nic w ręce, nawet scyzoryka a dzik sunął prosto na mnie. W ostatniej chwili wyskoczyłem w górę ile tylko sił a dzik przebiegając prawie pode mną orężem zaczepił o mój but. Poczułem dość bolesne uderzenie w lewą nogę, pomyślałem pewnie mi rozpruł buta a może i nogę. Miałem chęć od razu sprawdzić ale odyniec nawrócił i drugi raz zaczął szarżę, wiedziałem że teraz zrobi korektę i już nie zdołam uniknąć ciosu. Nogi zrobiły mi się jakieś miękkie , pomyślałem wyskoczę jeszcze raz do góry. Nim sobie to wszystko obmyśliłem dzik już był na ścieżce i startował do mnie, w tym samym momencie pies Mateusza "RIKO" - Karelski Pies Na Niedźwiedzie zaatakował dzika od tyłu chwytając odyńca za zad, ratując mnie od kolejnej szarży. Zdążyłem się nieco wycofać a dzik wyrywa się psu i ponownie mnie atakuje. Tym razem pomyślałem, odskoczę w bok gdy nagle poczułem otarcie o łydkę tej samej nogi ale nieco łagodniejsze. Miałem dziwne odczucie jakby zrobiło mi się ciepło w nogę a więc pewnie mnie skaleczył. Ale ponownie nie mogę sprawdzić bo dzik zawraca i robi kolejną szarżę. To już mnie wkurzyło niesamowicie, podchodzę aby zabrać psy od dzika a ten z całą furią mnie atakuje. Nie wiem co wtedy pomyślałem ale widziałem jak dzik rozpędza się po raz kolejny w moim kierunku a drugi pies Mateusza "GAWOR" - Gończy Polski wiesza się na odyńcu, który powoli ciągnie się z nim w moim kierunku. Raptownie spojrzałem pod nogi i zobaczyłem że leży jakiś konar drzewa, chwyciłem go oburącz i odruchowo zdzieliłem dzika przez tabakierę. Niestety konar był już z próchniały i przełamał się na pół ale dzik na chwile spowolnił szarżę, tak że RIKO, BERA i GAWOR obwiesili się na nim. W tej sytuacji nie było mowy aby zabrać psy i puścić wolno dzika, bo zwierz atakował wściekle ludzi, więc cała sytuacja okazała się bardzo niebezpieczna. Wcześniej zaatakował Mateusza i jeszcze jednego naganiacza jak się za chwilę dowiedziałem. Na szczęście za zaroślami znajdowała się linia myśliwych, więc wpadliśmy na pomysł żeby spętać dzika i na smyczach odholować go w kierunku linii myśliwych. W pobliżu był prowadzący polowanie, który podjął decyzję, żeby poza linią odstrzelić złośliwego odyńca. Dziko został odstrzelony przez dewizowca. W kolejnych pędzeniach były już watahy a nawet trafiła się jedna wataha huczkowa ok 40-50 szt. Psy miały kupę roboty, oprócz wypłaszania dzików z najbardziej niedostępnych zarośli wyspecjalizowały się w dochodzenie postrzałków. Pierwszego dnia przewodniczył "RIKO" dwuletni karel Mateusza, niestety przy dochodzeniu kolejnego postrzałka ukrytego w gęstwinach tak się nakręcił, że o mało nie stracił klejnotów rodzinnych. Do poszukiwania samodzielnie dołączyła się BERA powracając z miotu po linii myśliwych wyczuła zestrzał dzika i podejmując z farbowany trop poszła 800 m poza miot, tam gdzie Mateusz poszedł na sygnał gps, że pies stanowi zwierzynę w jednym miejscu. Po chwili dołączyła BERA i sytuacja stała się bardziej niebezpieczna. RIKO podkręcając tempo nie bacząc na gęstwiny oberwał od postrzałka ale nic z tego sobie nie robił. Dopiero przy ognisku obiadowym zauważyłem, że psu wystaje coś różowego z krocza ale pies radosny jakby nic się nie stało, chodzi i obwąchuje dziki ułożone do patroszenia. Szybka wizyta w towarzystwie Leśniczego u miejscowego lekarza weterynarii okazała się totalną porażką. Pani weterynarz zaproponowała, że wykona zabieg usunięcia jednego jadra które się wysunęło psu z rozprutego worka moszny. Po konsultacji telefonicznej ze mną pies został zabrany z lecznicy. Po polowaniu nie nocowaliśmy w miejscu zbiórki jak było zaplanowane, tylko wróciliśmy najszybciej jak to było możliwe do domu pokonując 120 km a miejscowy weterynarz uratował jadro, natomiast gończemu założył szwy na przednią łapę. Niestety psy zostały wyłączone z dalszego polowania do zagojenia się ran, choć RYKO następnego dnia rano jakby nigdy nic się nie stało chciał jechać na polowanie. Przy okazji dobrane zostały dwa psy Ł.Z.S. i włączone do sfory. Kolejne dni obfitowały w mnóstwo dzików na szczęście psy nie doznały kontuzji. Ostatni trzeci dzień obfitował największą ilością zwierzyny, były to głównie dziki, sarny występowały specyficznie, w małych ilościach a jelenie widziane były ostatniego dnia polowania w ilości 2 pięknych byków, które zeszły nie strzelane.
Do dochodzenia postrzałków zatrudniony był miejscowy myśliwy, w sile wieku na pewno po pięćdziesiątce, na imię miał Waldek, bardzo ciekawa i okazała postać. Widać że nie z jednego pieca chleb jadł. Przypominał nieco Mikołaja swoją obwitą i rudo-siwą brodą, moherowa czapeczka na głowie, a na swetrze obrazki wilka i zająca, Dla tego też kojarzył nam się z twardym człowiekiem ze wschodu, Wasyl, Władymir, Wołodzia , nie ważne a na plecach wypracowana dwururka. Na smyczy dwa pieski jeden w typie łajki Zachodnio Sybirskiej , drugi kundelek -mix z foxa z łajką. Z rozmowy z Waldkiem wywnioskowałem, że stary z niego wyjadaka, zna się na polowaczce i nie gorzej na psach. Choć te które posiadał nie sprawiały zbyt pozytywnego wizerunku ale podobno miały być dobre, tak twierdzili miejscowi leśnicy i naganiacze, A i sam Waldek też nie zaprzeczał ale szczycił się że są tak dobre, że długo nie pożyją. Widziałem jak spoglądał ukrytym wzrokiem na nasze psy, zadawał przy każdej okazji różne pytania m.in o nazwę rasy o charaktery i styl pracy. Nie wiedziałem co tak na prawdę sobie myśli i jakim jest człowiekiem. Niedługo Waldek mógł się przekonać jak pracują nasze psy, przez następne dwa dni Waldek jeździł bez dubeltówki i zmienił łajkę na psa w typie jagdteriera z dzwonkiem na szyi bo pies utracił głos, jak kość przebiła mu krtań a dzwoneczek daje znać Waldkowi gdzie pies trzyma postrzałka. Przez trzy dni do poszukiwania przypadł mu jeden postrzałek, który przypadkowo zaszył się niedaleko wozu na którym siedział Waldek. Puścił pieska ze smyczy który widząc przebiegającego rannego dzika doszedł go w ukryciu a za chwilę po tropie dołączył BOSS i sprawa była oczywista, psy zajadle ujadały w jednym miejscu, po chwili Waldek załatwił sprawę nożem. Pozostałe postrzałki podejmowane były przez nasze psy nawet poza miotem. W ostatnim dniu pozyskano 20 szt. dzików i lisa na ponad 60 oddanych strzałów. Ogólnie pozyskanych zostało 42 szt. dzików i lis. Podsumowując ostatnie polowanie mogę stwierdzić , że umiejętności psa i jego użytkowość najlepiej weryfikuje łowisko a nie konkursy czy zagroda. Z powodu wyeliminowania dwóch psów z podkładania po pierwszym dniu pracy na wskutek szycia, dobrane zostały dwie młode łajki Z.S. które już miały kontakt z dzikami na zagrodzie. Podczas szkolenia wykazywały dużą odwagę i zainteresowanie dzikami. Wydawać się mogło że nie mają respektu, jednak łowisko pokazało zupełnie coś innego. Nieco starszy łajek próbował dołączyć się do sfory, słyszałem jak głosił przez chwilę ale gdy dziki ruszyły z miejsca nie zabrał się z dorosłymi psami. Być może nie widział takiej ilości dzików w grupie, bo była to wataha huczkowa. Młodszy łajek pobiegł w kierunku gdzie padły strzały i zadowolił się dzikiem leżącym za linią myśliwych, targał i oszczekiwał aż do chwili gdy został zabrany, Był to jego pierwszy kontakt w naturze ze zwierzyną i wyrobił w nim nawyk głoszenia trupa. W następnych miotach chodził bez obroży GPS, w to miejsce do obroży dołączony został terier irlandzki, na zmianę z jagdterierem i suką terhunda a gdy wychodził na linię myśliwych i napotykał leżące dziki zatrzymywał się przy każdym i oszczekiwał.
Pies na wiosnę skończy rok życia, więc rokuje nadzieje, że w niedalekiej przyszłości będzie odnajdywał i głosił jak się to mówi trupa. Jednak rewelacją na tym polowaniu była 4 letnia suka " BERA" Karelski Pies Na Niedźwiadzie, która szokowała swoją pracowitością i wytrwałością , szybkim poszukiem zwierzyny, oraz dochodzeniem postrzałków. Dzięki niej podjętych zostało 8 szt. postrzałków- dzików. We wcześniejszym okresie ( pierwsze 3 lata) suka mało polowała z uwagi na robienie wystaw i uprawnień hodowlanych oraz Championa Polski. Później została matką pierwszego miotu " B " a obecnie odchowała drugi miot szczeniąt o nazwie miot "D" z którego między innymi sunia o imieniu " DINA " zamieszkała na Słowacji i jest pozytywnie oceniana już jako 4 miesięczny szczeniak przy kontaktach z dzikami. Dowodem tego mogą być filmy zamieszczone przez jej właściciela na facebooku, które pokazują zaangażowanie suni w głoszenie postrzałka czy targanie skóry z dzika.. Druga suczka jest w Kosowie. Przede mną kolejne polowania dewizowe i kołowe więc będą nowe przygody i doświadczenia oraz inne młode osobniki dołączane do podkładającej sfory. O tym wszystkim opisze w kolejnym poście. A do tego postu poszukam fotek w telefonie, może udało się coś uwiecznić Mateuszowi, choć w większości sytuacji potrzebny był nóż i szybkie działania, więc nie było możliwości czy czasu na robienie fotek lub filmu w sytuacjach zagrożenia naszemu bezpieczeństwu lub naszych psów.
Pozdrawiam,
R.I.
Pojedynek 136 kg wypracowany na grzęzawisku z trzcinami i łozami.
Uwięczenie pracy psów w zaroślach nieopodal i celne oko Mateusza.
Dzik podniesiony przez psy i osaczony został pozyskany z odległości ok. 10 m.
Polowanie dewizowe z Duńczykami przy obwodzie Kaliningradzkim.(znakowanie tusz przez myśliwych).
RIKO został odciągnięty od dzika postrzałka, którego znalazł poza miotem.
Polowanie dewizowe z Duńczykami 2014 r. w Puszczy Rominckiej, GABO wypchnął dwa dziki na linię.
Grudzień 2015 r. pierwszy dzień dewizówki z Norwegami, Finami i Duńczykami
Polowanie Hubertowskie z psami k/ Ciechanowca w 2015r. Mateusz stanął na linii i został królem polowania.
Młody Brutus zadowolony z pracy w miocie i dochodzenia postrzałka, zdążył odnaleźć dzika przed Bossem widocznym na drugim planie.
Brutus dopadł kolejnego dzika poza miotem, postrzałek się nie zmarnował.
Postrzałki podniesione prze nasze psy na polowaniu w Konstantynowie.
Nadleśnictwo Gołdap, pierwszy dzień czterodniowej dewizówki z psami.